Szybka pomoc w Zimbabwe
Rok 2015 jest szczególny dla współpracy rozwojowej. Jest to pierwszy rok w historii europejskiego roku tematycznego poświęcony działaniom zewnętrznym Unii Europejskiej i roli Europy na świecie. Dla europejskich organizacji rozwojowych jest to wyjątkowa okazja do pokazania, jak Europa angażuje się w walkę z ubóstwem na całym świecie, oraz do zainteresowania współpracą rozwojową większej liczby Europejczyków i zaangażowania ich w nią. W ramach obchodów ERR prezentujemy „historie tygodnia” prezentujące postacie z całego świata, które zyskały wsparcie dzięki europejskim działaniom.

Historie prezentowane w kwietniu poświęcone są zdrowiu.

Elizabeth Moyana jest szczęśliwa, że żyje. Drobna 24-letnia mieszkanka wsi Mabeya w regionie Chipinge, która woli być nazywana Lizzy, szczęśliwie przeżyła dramatyczny, trwający 12 godzin poród, podczas którego musiała zostać błyskawicznie przewieziona z przychodni w Mabeya do szpitala w Chiredzi, i który zakończył się ogromną niespodzianką.

Rodzinna wioska Lizzy to Mabeya leżąca w regionie Chipinge, we wschodniej prowincji Zimbabwe – Manicaland. W tym często nawiedzanym przez susze rejonie szerzy się ubóstwo i brakuje pracy. Lizzy nie udało się znaleźć płatnego zajęcia, a jej mąż musiał wyemigrować do Republiki Południowej Afryki, żeby zarobić na utrzymanie żony i dwojga dzieci: córki Judith (3 lata) i syna Bongaia (6 lat). Pomimo codziennych trudności Lizzy ucieszyła się, kiedy okazało się, że znowu jest w ciąży: – Dzieci są zawsze błogosławieństwem– mówi.

Lizzy była zadowolona, że jej rodzina się powiększy, jednak wspomnienie jej wcześniejszych porodów sprawiało, że obawiała się kolejnego. Wiele przychodni w wioskach, takich jak Mabeya, nie dysponuje wystarczającymi przyrządami, lekami i wykwalifikowanym personelem. W sytuacji awaryjnej stanowi to zagrożenie zarówno dla matki, jak i dla dziecka, ponieważ opóźnienia w dotarciu do lepiej wyposażonych placówek mogą skończyć się tragicznie. – Bałam się, że coś może pójść nie tak. Nie mam samochodu, a przychodnia wcześniej też nie miała żadnego środka transportu. Niepokoiłam się, co się stanie w przypadku komplikacji– mówi Lizzy. Przychodnia w Mabeya otrzymała jednak jedną z 63 terenowych karetek pogotowia, które Unia Europejska ufundowała dla wiejskich, okręgowych i misyjnych szpitali za pośrednictwem programu UNFPA dotyczącego zdrowia matek.

Kiedy nadszedł termin porodu w czerwcu 2014 r., Lizzy udała się do przychodni i wyglądało na to, że wszystko przebiegnie prawidłowo. Urodziła syna: ważył tylko 1,8 kg, ale był zdrowy. Nagle sprawy przybrały zły obrót. Lizzy i personel przychodni z przerażeniem odkryli, że Lizzy nosi jeszcze troje nienarodzonych dzieci. Sytuacja stała się dramatyczna: Lizzy cierpiała i konieczna była pilna specjalistyczna interwencja medyczna.

Byłam przerażona – wpomina Lizzy. – Myślałam, że ze mną już koniec. Ku jej zdziwieniu została przeniesiona do karetki pogotowia i przewieziona do szpitala Św. Piotra w Checheche. – Lekarze natychmiast mnie zbadali. Widziałam, że kręcą głowami; powiedzieli, że nie mogą mi pomóc. Zostałam ponownie przeniesiona do karetki i przewieziona do szpitala w Chiredzi leżącego 180 km od Mabeya.

Siostra Langelisha Zamisa, pielęgniarka odpowiedzialna za oddział położniczy w szpitalu, powiedziała Lizzy, że jej stan był bardzo poważny. – Zanim została do nas przywieziona, utraciła dużo krwi, miała krwotok poporodowy i wiele komplikacji, ponieważ poród już tak długo trwał – wspomina siostra. Siostra Zamisa skierowała Lizzy prosto do sali operacyjnej, gdzie lekarze przeprowadzili operację i na świat przyszło troje pozostałych dzieci – dwóch chłopców i dziewczynka. Szczęśliwe zakończenie zadziwiło nawet siostrę Zamisę: – Mimo długiego porodu wszystkie noworodki były zdrowe. To naprawdę są dzieci urodzone pod szczęśliwą gwiazdą.

Pięć lat temu historia Lizzy mogłaby się skończyć mniej szczęśliwie. W Zimbabwe sektor zdrowia jest na skraju upadku. Kryzys gospodarczy i polityczny doprowadził do chronicznego niedofinansowania i sektor zdrowia ucierpiał ze względu na znaczny niedobór personelu, przestarzały sprzęt i brak podstawowych leków i produktów. Wskaźnik umieralności matek osiągnął rekordowy poziom 960 na 100 tys. urodzeń.

Ale teraz bardzo zajęta matka sześciorga dzieci nie jest zbytnio zainteresowana danymi liczbowymi. Wie jednak na pewno, że jej życie wisiało na włosku: – Nie byłoby mnie tutaj, gdyby karetka pogotowia nie przewiozła mnie tak szybko do szpitala, gdzie udzielono mi pomocy.